farfura |
Wysłany: Nie 17:45, 28 Lis 2010 Temat postu: |
|
Poza wszystkim zaletami i walorami Internetu (ostatnio przez sieć kupowałem śliniaczki dla mojej kochanej córci) ma on moim zdaniem kilka poważnych wad… Jedną z nich jest możliwość wypisywania przez wielu frustratów swoich żali na otaczającą ich rzeczywistość.
Inną, nie wiem czy nie gorszą jeszcze jego wadą jest możliwość stworzenia swojego drugiego, lepszego „ja”. Indywiduum takie, żyjące w realnym świecie, może wówczas wychwalać swoje wirtualne zalety i gloryfikować swoją osobę. Może zapewniać, że otwartość, aktywność, wytrwałość, systematyczność, pracowitość to jego drugie imię, a determinacja w dążeniu do założonych celów i wizja miasta – pięknego, rozwijającego się na każdym kroku, w którym budowane są mosty a jego włodarze są uczciwi, wolni od korupcji i nepotyzmu, to wyłączny i prawdziwy cel w życiu.
Aaa, i jeszcze coś. Że wolontariat to coś, co łączy ludzi.
Cóż…
Do rzeczy. Jestem wdzięczny pewnemu Oskarżonemu (mam jednak szczerą nadzieję, że już wkrótce i to bez żadnych obaw o naruszenie dóbr osobistych , będę mógł go nazwać Przestępcą), gdyż dzięki niemu (o dziwo, a jednak mu coś zawdzięczamy!) nasze Mysłowice błyszczą niczym prawdziwy diament pośród pustyni szarości.
Tak Panie i Panowie! Według oficjalnych danych PKW frekwencja wyborcza w Mysłowicach wyniosła magiczne 50,46 %, podczas gdy średnia w śląskich miastach na prawach powiatu wyniosła tylko 39,13%. Jesteśmy najlepsi!
To prawdziwy sukces, mamy się czym pochwalić! Jestem przekonany, że najwyższa frekwencja w regionie jest konsekwencją stanu w jakim obecnie znajdują się Mysłowice. A jego położenie nie jest, niestety, do pozazdroszczenia. Nie chcę być Kasandrą (ile bym dał, aby się mylić!), ale raczej nie widzę jeszcze siły sprawczej, która mogłaby to diametralnie zmienić, to wymaga czasu. Myślę, że może być jednak znacznie lepiej, normalniej.
Podobnie jak to czyniłem podczas każdych kolejnych wyborów i tym razem skwapliwie skorzystałem z przysługującego mi czynnego prawa wyborczego i w dniu 21 listopada 2010r. oddałem swój głos. Na kogo?
Na Edwarda Lasoka.
Żeby było jasne. Jestem jeszcze dość młody (choć 32 jesieni mam już za sobą), poglądy mam umiarkowanie prawicowe, na PIS nigdy swojego głosy nie oddam (prędzej niechaj szczeznę!). Nie jestem z Panem Edziem w jakikolwiek sposób powiązany.
Być może można go nazwać dziadkiem, urzędasem (tyle lat w samorządzie), pi****łą (bo taki spokojny i zrównoważony)… Być może dotychczas można mu było zarzucić brak charyzmy, wystarczającej energii, sił i determinacji w dążeniu do urzeczywistnienia swych celów. Być może nie jest kandydatem wyjątkowym, idealnym, bez wad. Kandydatem, który niczym Jarema Wiśniowiecki w „Ogniem i mieczem” porywa za sobą tłumy zwolenników, jednocześnie paląc i nabijając na pal swych przeciwników.
Nie. Postacią wybitną z pewnością nie jest. Jest jednym nas. Pewnie czasami nie chce mu się rano wstać do roboty, być może czasami wnerwia go żona, ba, może nawet zdarza mu się zapomnieć zamknąć klapę po zrobieniu siku…
Ale to jego wybrałem i jemu powierzyłem swój głos, a także to w nim pokładam nadzieję, że będzie dobrym prezydentem. Że będzie rozsądnie dobierał swoich współpracowników, że kierując miastem będzie korzystał z usług specjalistów, że będzie potrafił umiejętnie współpracować z radą miasta (niestety znów podzieloną, wśród której z pewnością nie wszyscy zasłużyli na otrzymany mandat społeczny), że będzie umiejętnie i skutecznie walczył o środki unijne, bez których nasze miasto pozostanie na szarym końcu rozwoju. Że nie będzie pozwalał żerować na miejskiej (naszej!) kasie niektórym przedsiębiorcom, którzy zgarnęli wszystkie intratne zlecenia, że obca mu będzie źle rozumiana duma, że pozwoli na rozwój lokalnym społecznościom w postaci wspierania rad dzielnic i osiedli. Że, że, że… tak, może to i koncert życzeń, ale pokornie proszę o wybaczenie.
Udzielne rządy Oskarżonego podziałały mi z pewnością na podświadomość - od kilku lat młode wino nie uderzało do głowy jak wcześniej, gorzka czekolada nie była gorzka, nawet seks był inny… Dwie kadencje to aż nadto, aby zrozumieć błąd w wyborze. I choć ja sumienie mam czyste, aby zmienić to co się stało, wiele wody w Rawie musi przepłynąć…
Uwzględniając to co napisałem powyżej, proszę, zastanówcie się nad swoją siłą. Siłą wyborczą, siłą społeczną, siłą sprawczą. Być może byli inni, w istocie lepsi kandydaci, którzy odpadli podczas pierwszej tury wyborów prezydenckich, lecz nie pozwólcie, aby dana nam szansa poszła w niebyt. Szansa na zmianę. Na odcięcie hydrze wszystkich głów. Na to, aby Mysłowice nie były kojarzone ze światłami, które zamiast w nocy świecić – gasną (bo ktoś się pokłócił, ktoś obraził – co mnie to do cholery obchodzi!?) lub aby naszego miasta nie kojarzyć z prezydentem, który najprawdopodobniej, jak na razie zgodnie z wyrokiem sądu I instancji, ma dziwne obyczaje dźgania się kozikiem.
Nie twierdzę, że mój kandydat to Archanioł Gabriel zstępujący z nieba, czy Jan III Sobieski ratujący mury Wiednia. Nie mogę jednak pozwolić na to, aby Oskarżony mógł wygrać najbliższe wybory. Na to, aby ponownie chełpił się swoją potęgą, swoją siłą, swoim fałszywym sprytem. Nie chcę, aby jego zarośnięta facjata, wyglądająca z bilbordów opłacanych z moich podatków, nadymała się w zachwycie nad swoim geniuszem i szczerzyła zęby w niemym uśmiechu zdając się mówić: „A widzisz parchu? Tak się wydaje miejską kasę”...
Tak, chciałbym, aby Edward wygrał. I nie dlatego, że jest mniejszym złem od Oskarżonego, jak złośliwie twierdzi jeden z jego pokonanych konkurentów, ale dlatego, że jest od Oskarżonego lepszym człowiekiem.
Że jako prezydent będzie uczciwy i pracowity, skory do kompromisu, że będzie potrafił jednoczyć ludzi. Że będzie wytrwały w dążeniu do realizacji celów zgodnych z interesem Mysłowic. Tak, tego sobie życzę. I tego także, abym 5 grudnia 2010r. mógł powiedzieć: „Venimus, vidimus et Lasok vicit”.
Pamiętaj: „Masz głos, masz wybór”
Pozdrawiam
Farfura
|
|