Tofik |
Wysłany: Pon 23:09, 31 Mar 2008 Temat postu: Gutierez |
|
Tańczę, choć cicho jest i nie gra nic
( Rozmawiał: Marcin Król )
Gutierez jest kolejną kapelą z tak zwanej „mysłowickiej stajni”. Ta świadomość pomaga, czy jednak jest pewnym obciążeniem?
Raczej obciążeniem, choć z punktu widzenia promocji mogłoby się wydawać pomocne. Ale tylko z pozoru. Każdy wywiad dla stacji radiowej, telewizyjnej, czy gazety zaczyna się od pytania o Mysłowice. Niby w porządku, ale z czasem zaczynasz zastanawiać się, czy nie została przekroczona granica zaszufladkowania – skoro jesteś z Mysłowic, pewnie grasz identycznie, jak pozostałe zespoły z tego miasta. Dziennikarze bardziej szukają punktu odniesienia niż zwracają uwagę na to, co nowego wnosi swoją muzyką konkretny zespół.
Wkurzasz się, że zaraz szuka się podobieństwa, porównań do Myslovitz czy Negatywu?
Zawsze spodziewam się takich pytań. I czasem faktycznie, trochę to przeszkadza. Co nie zmienia faktu, że ciągle robimy swoje. Poza tym zadawanie takich pytań pomaga prezenterom radiowym zagospodarować czas antenowy (śmiech).
Nie myślałeś żeby wystartować z Gutierez z innego miasta?
Nie, bo to nie miałoby żadnego sensu, skoro wszyscy jesteśmy z Mysłowic. Po co wydziwiać? Ta mysłowicka szufladka, o której mówimy nie jest znów aż tak głęboka, by mogła stać się kulą u nogi. Przecież są jeszcze tego plusy.
Chcesz się wyróżnić? Szukasz na to recepty?
Ale my nie chcemy wyróżniać się na siłę. Wiele zależy do zbiegu okoliczności. Nagle tę, czy inną piosenkę ktoś dostrzega i dalej wszystko toczy się samo. Nie mamy ambicji, by stać się twarzami z pierwszych stron gazet, zasilić grono celebrities, albo wywoływać skandale tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nic z tych rzeczy.
Czasem jest bez tego ciężko. W Polsce tym bardziej, bo rodzime stacje radiowe niechętnie grają polską muzykę. Nawet bardzo popularna Coma ma z tym ogromny problem. A mają w dorobku płyty nagrodzone Fryderykami, a bilety na ich koncerty sprzedają się „na pniu”. Wykonawcy skarżą się, że idą do radia z płytą i słyszą od prezentera: „Nie puszczę twojej muzyki, chyba że zmienisz styl”. Ostatnio od drzwi stacji radiowych odbił się Proletaryat, legenda post-punka, kapela która przecież nie wypadła sroce spod ogona.
O przyczyny, dlaczego tak się dzieje pytaj dziennikarzy. Może wynika to z faktu, że stacje radiowe nie mogą grać dla wszystkich. Radio Zet czy RMF raczej nigdy nie umieszczą Gutierez na liście najczęściej granych zespołów, jeśli w ogóle kiedykolwiek zagrają któryś z naszych kawałków. Ale nie pchamy się tam. Nawet nie jestem odbiorcą tych stacji, w samochodzie włączam Antyradio albo Trójkę, nadające muzykę, która mnie nie „gryzie” w ucho. Stacje radiowe muszą wypracować sobie umiejętność dotarcia do poszczególnych grup słuchaczy. Wtedy znajdzie się miejsce, i na komercję, i na niszę.
Lada chwila ukaże się wasz drugi krążek. Pierwszy, „Rodeo Love” został ciepło przyjęty i przez odbiorców, i krytyków muzycznych. Tylko czy spełnił akurat wasze oczekiwania?
„Rodeo Love” brzmi tak, jak wtedy chcieliśmy żeby brzmiał. Stylistycznie oddawał ducha Gutierez. Materiał powstawał od 2003 roku, praktycznie od chwili narodzin zespołu. Marketingowo, cóż, zawsze można powiedzieć, że mogliśmy zrobić więcej. Skoro jednak wydawca zdecydował, że wyłoży pieniądze na wydanie naszego drugiego albumu, to oznacza, że cel osiągnęliśmy i nie ma powodu do niezadowolenia. Gdyby „Rodeo Love” okazało się klapą, pewnie drugiej płyty by nie było.
„Stereo dożylnie”, bo taki tytuł nosi wasz drugi album, będzie ostrzejszy?
Ostrzejszy, dynamiczny, energiczny - prawdziwy. Znów oddajemy muzyką, to co czujemy. Co istotne, na płycie zespół brzmi niemal tak samo, jak na próbach. Nie było potrzeby żeby upiększać ten krążek na siłę jakimiś bajerami. Naprawdę cieszę, że klimat surowego grania z prób udało nam się przemycić na płycie. Więcej jest w tym naszej inwencji niż ingerencji producenta. Jeśli faktycznie miałbym dziś szukać minusów „Rodeo Love”, to byłby nim fakt nadmiernego wpływu producentów w brzmienie zespołu.
Tym razem sami czuwaliście nad całym procesem produkcyjnym płyty?
Nie do końca, ale mieliśmy pod tym względem znacznie więcej swobody. Album produkował już ktoś inny, mianowicie Adam Toczko specjalizujący się w mocnym graniu. Miał diametralnie inne podejście do pracy niż jego poprzednik – przede wszystkim najpierw chciał usłyszeć to, co my mamy do powiedzenia na temat tej płyty, efektu, jaki chcemy brzmieniowo osiągnąć. Adamowi pozostawiliśmy kwestie realizacji dźwięku, bo to on jest fachowcem i zna się na tym po prostu lepiej. Proces masteringu odbywał się w Hamburgu.
Latem ubiegłego roku fani wybrali was jako support dla Pearl Jam i Linkin Park. Nie kryjesz, że Pearl Jam był bardzo ważnym dla ciebie zespołem. I nagle stajesz przed nimi na tej samej scenie…
Rzeczywiście była to przygoda, powiedziałbym, że trochę wręcz bajkowa, filmowa. Gdzieś 13, czy 15 lat temu, gdy byłem jeszcze uczniem szkoły średniej Pearl Jam był dla mnie zjawiskiem jakby nie z tego świata – zespołem kompletnym, idealnym. Na przemian słuchałem ich muzyki i czytałem wszystkie książki o nich, jakie były dostępne na rynku. Teraz jestem dużo starszy, na ich twórczość nie patrzę już tak bezkrytycznie, poza tym nie jest już to zespół otoczony mirem sławy, jak przed laty. Choć dalej ich bardzo cenię, przede wszystkim za to, że każda kolejna płyta ma szczery przekaz.
Uścisnąłeś dłoń Eddy’ego Veddera?
Niestety nie było okazji, wszystko działo się bardzo, bardzo szybko. Nie zrobiliśmy sobie wspólnego zdjęcia. Zostaje nam tylko mała satysfakcja, że zespołowi Gutierez udało się na te kilka chwil zaistnieć w kontekście koncertu Pearl Jam.
Dzięki Gutierez stałeś się rozpoznawalny?
Bez przesady (śmiech). Nie, nie stałem się idolem.
A jesteś na to gotowy?
Nie sądzę, by coś takiego w ogóle mogło się wydarzyć. I w ogóle mi na tym nie zależy. |
|